EBL: Derby Trójmiasta dla Arki, Pierniki nowym liderem EBL

W 14.kolejce Energa Basket Ligi doszło do bardzo ciekawych spotkań, ale również niespodzianek. W derbach trójmiasta Arka sensacyjnie pokonała Trefl Sopot, natomiast kolejnej porażki doznał Start Lublin, jednak na ostatnim miejscu w lidze wciąż znajduję się GTK Gliwice.

Twarde Pierniki Toruń King Szczecin 76:69

Był to jeden z hitów tej kolejki. Torunianie to obecnie jeden z liderów Energa Basket Ligi z bilansem 10-3, a zespół ze Szczecina z bilansem 7-6 po wzmocnieniach ma spore szansę namieszać w strefie medalowej. Starcie rozpoczęło się w wolnym tempie w ataku, jednak z solidną defensywą po obu stronach. Po trzech minutach gry obydwa zespoły rzuciły wspólnie 11 punktów (5:6). Torunianie w następnym fragmencie zanotowali serię 8:0 i prowadzili 12:6 po wykorzystanych wolnych przez Diduszko. Po stronie Kinga odpowiadali Filip Matczak i Djoko Salić, a po punktach Richardsona był już remis 12:12. Wynik pierwszej kwarty na 20:14 ustalił Daniel Amigo. Drugą odsłonę spokojnie kontrolowali gospodarze. Po rzucie wolnym Manigata prowadzili 27:20. Zawodnicy trenera Miłoszewskiego wzięli się jednak do pracy i szybko za sprawą Bartosza i Richardsona zmniejszyli stratę do torunian na dwa oczka (27:25). Twarde Pierniki zanotowały jednak serię 7:0 i spokojnie kontrolowały resztę kwarty, schodząc do szatni przy prowadzeniu 38:29.

Druga połowa meczu wciąż była znakomicie kontrolowana przez Torunian. Po punktach Daniela Amigo prowadzili 47:35. King za sprawą Salicia i Dorsey’a-Walker’a zanotował serię 11:0 i po punktach Davisa przegrywał już tylko jednym punktem (47:46). Do końca ta część gry była wyrównana. Wynik trzeciej odsłony (54:51) ustalił rzutami wolnymi Manigat. Na prowadzenie zespół ze Szczecina na początku ostatniej części wyprowadził celną trójką Richardson (54:57). Toruń za sprawą fenomenalnej gry Diduszki i Manigata odskoczył Kingowi na osiem punktów, prowadząc 65:57. W Kingu znakomity był jednak Richardson – po jego pięciu punktach z rzędu było jedynie 65:62. Do końca meczu były duże emocje jednak Twarde Pierniki kontrolowały wynik w granicach kilku punktów przewagi. Rywalizację akcją 2+ zamknął Michał Kołodziej. Spotkanie zakończyło się wynikiem 76:69 dla Twardych Pierników Toruń.

autor: DZ

Polski Cukier Pszczółka Start Lublin Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 73:80

Lublinianie nadal nie potrafią przełamać swojej klątwy we własnej hali. To było już ósme spotkanie domowe i po raz ósmy (a jedenasty w sezonie) musieli zejść jako pokonani. Tym razem lepsi od nich okazali się gracze Enei Abramczyk Astorii Bydgoszcz. Spotkanie zaczęło się po myśli graczy trenera Gronka, ponieważ mimo małej przewagi punktowej potrafili ją z minuty na minutę powiększać. Bardzo skuteczny pod koszem był Klavs Cavars, a ważne punkty dorzucał Jakub Nizioł. Mimo niezłej gry Josha Sharkey’a, przyjezdni prowadzili dziewięcioma punktami (15:24).

W drugiej części bydgoszczanie powiększali swoją przewagę z poprzedniczki. Świetnie spisywali się Klavs Cavars i Andrzej Pluta Jr, który trafił dwie trójki z rzędu. Dla Startu wciąż wyróżniał się tylko Josh Sharkey. Po pierwszej połowie zespół z województwa kujawsko-pomorskiego prowadził 47:35.

Po zmianie stron w zespole trenera Spaseva nadal błyszczał Sharkey, choć od tego momentu zaczął pomagać mu powracający do ekstraklasy – Cleveland Melvin, który zdobywał solidne porcje punktów. Zawodnicy z Koziego Grodu starali się zmniejszać przewagę, lecz wciąż gracze z Bydgoszczy byli na pewnym prowadzeniu i po tej części prowadzili 59:50. W ostatniej ćwiartce zaczął kapitalnie grać Wes Washpun, który świetnie współpracował z Klavsem Cavarsem. Dużo zbiórek notował Mateusz Zębski, a z pod kosza trafiał również Andrzej Pluta Jr. Lubelscy koszykarze znów byli bezdradni i mimo dobrej gry duetu Sharkey-Melvin nie byli w stanie pokonać dobrze dysponowanego zespołu trenera Gronka. Ostateczny wynik tego meczu to 80:73 dla Astorii Bydgoszcz.

PGE Spójnia Stargard Anwil Włocławek 95:87

W Stargardzie doszło do niemałej niespodzianki, ponieważ Spójnia zatrzymała Rottweilery z Włocławka. Rywalizacja zaczęła się bardzo wyrównanie, a obydwa zespoły mecz zaczęły spokojnie w ofensywie. Jednak w siódmej minucie Anwil zrobił serial punktowy 9:1, prowadząc po niej 11:7. Szybko na tę serię odpowiedział Justin Gray celną trójką, żeby późnej trafić ponownie zza łuku przez co wyprowadził Spójnie na dwupunktowe prowadzenie (15:13). Anwil za sprawą Žigi Dimeca, który był w tym meczu świetnie dysponowany i Bella zrobił serię 9:0 i przewaga Anwilu urosła do 7 punktów. Przyjezdni jednak nie mogli znaleźć odpowiedzi na Justina Gray’a, który po pierwszych 10 minutach miał na koncie 4 trójki i 14 punktów. Anwil minimalnie prowadził 24:23. Podobny scenariusz był w drugiej odsłonie, gdzie mieliśmy spokojną i równą walkę, co było na rękę włocławianom. Koszykarze w niebieskich strojach chcieli odskoczyć Spójni i pod koniec tej części wygrywali siedmioma punktami po półdystansie Jonaha Matthewsa (32:39). Spójni udało się wrócić do rywalizacja i po oczkach zdobytych przez Graya było 40:39. Skuteczny rzut wolny Kowalczyka i kolejne dwa celne wolne Dimeca ustaliły wynik pierwszej połowy, który wskazywał na prowadzenie przyjezdnych 43:39.

Po przerwie Spójnia mocno weszła w trzecią dziesiątkę, wychodząc nawet na prowadzenie za sprawą celnego rzutu spod kosza Kacpra Młynarskiego. Od tego momentu rozgorzał niezły pojedynek, ponieważ po paru minutach zespoły naprzemiennie wymieniały się inicjatywą. Pokrótce odpalili u miejscowych Steele oraz Gilder, co dało Spójni prowadziła już sześciopunktową zaliczkę (62:56). Włocławianie zdołali jeszcze w tej kwarcie odrobić straty, a po trójce Bella wyjść na prowadzenie po 30 minutach (62:63). Ostatnia dyszka była mocno wyrównana, a zespoły maksymalnie wychodził na nie więcej niż trzy punkty. Wszystko musiało się rozstrzygnąć w tak zwanym crunch-time. W nim z dystansu pocelowali Neal oraz Gray, a kolejne dwa oczka z wolnych dopisał Steele (89:81). Zawodnicy trenera Frasunkiewicza próbowali ratować rezultat trójkami Bella i Bojanowskiego, lecz więcej zimnej krwi zachował na linii rzutów wolnych Neal (4/4). Spójnia Stargard w końcowym rozrachunku niespodziewanie wygrała z Anwilem 95:87.

autor: IK

Trefl Sopot – Asseco Arka Gdynia 58:72

Przed meczem w obu zespołach panowała bojowa atmosfera. Dla obu tych drużyn derby Trójmiasta to wyjątkowy mecz prawie jak spotkanie o mistrzostwo. Trefl (6-7), wygrywając z Asseco (5-8) mógł wskoczyć na 7 miejsce w tabeli, a gdynianie pokonując sopocian zrównali by się z nimi bilansem i punktami w tabeli. Początek meczu był wyrównany, a gra toczyła się punkt za punkt. W drużynie z Gdyni dobre wrażenie robili Boykins i Musić. Po celnym rzucie ostatniego z nich z półdystansu Asseco prowadziło 11:14. W zespole Marcina Stefańskiego najbardziej widocznymi zawodnikami byli Josh Sharma i Michał Kolenda. Kolenda celnym rzutem wolnym ustalił wynik premierowej kwarty (20:20).

Drugą część znacznie lepiej rozpoczęli sopocianie. Za sprawą Motena i Sharmy potrafili odskoczyć na 32:27. O lepszy wynik dla Asseco starał się Boykins, który ładnym wsadem zmniejszył straty do dwóch punktów (34:32). Wynik pierwszej połowy na 38:34 ustalił Yannick Franke.

Druga połowa meczu rozpoczęła się lepiej dla gości. Znakomity mecz wciąż rozgrywał Boykins. Jego kolejny celny rzut wyprowadził Asseco na minimalne prowadzenie (44:45). Trefl prawie przez pięć minut nie był w stanie wyegzekwować dobrej akcji w ofensywie zakończonej punktami. Przełamał to dopiero Yannick Franke celnym rzutem trzypunktowym (47:47). Rezultat tej części ustalił celnym rzutem z półdystansu Franke, lecz minimalnie z przodu byli przyjezdni (50:51).

Pierwsze punkty w ostatniej kwarcie padły po 120 sekundach. Zdobył je dla Arki, Novak Musić (50:52). Rozpoczęły one serial punktowy dla Asseco (11:0). Po celnej trójce Boykinsa mieliśmy dwunastopunktową zaliczkę dla podopiecznych trenera Mitrovicia (50:62). Sopocianie zdobyli punkty dopiero w siódmej minucie, a zdobył je Paweł Leończyk. Jednak to zawodnicy z Gdyni do końca kontrolowali wynik spotkania, celną trójką ustalił go Bartłomiej Wołoszyn. W derbach Trójmiasta Asseco Arka ograła Trefl 72:58.

autor: DZ

Legia Warszawa – MKS Dąbrowa Górnicza 81:78

Zerkając na rywalizację w Stolicy, ktoś mógłby się pokusić o stwierdzenie: „Legia zasłużenie wygrała, bo prowadziła przez cały mecz”. Owszem wygrali to starcie, ale dąbrowianie mogli jeszcze namieszać w tym pojedynku – zwłaszcza w ostatniej kwarcie. Po wyrównanej pierwszej kwarcie zakończoną remisem (22:22) w następną część lepiej weszli gospodarze. Dzięki celnym trafieniom tria: Abdur-Rahkman, Didier-Urbaniak oraz Cowelsa III, legioniści odskoczyli na bezpieczny dystans (44:29). Do końca pierwszej połowy mieliśmy równorzędną walkę, a trójka Skificia zakończyła pierwszą połowę dla podopiecznych trenera Kamińskiego (51:38). Po dłuższej pauzie dąbrowscy gracze wrócili do meczu za sprawą punktów Marbla, Piechowicz oraz Mijovicia. Akcja 2+1 ostatniego z wyżej wymienionych pozwoliła zawodnikom Jacka Winnickiego wejść w decydującą kwartę z trzypunktowym deficytem (67:64). Ostatnia dziesiątka toczyła się na dużych emocjach oraz nerwach. W połowie czwartej kwarty skuteczne rzuty Wyki pozwoliły legionistom odskoczyć na siedem punktów (78:71), lecz pięć oczek z rzędu zdobyli dąbrowianie dzięki trójce Piechowicza i półdystansowi Brenka (78:76). Do ostatnich sekund było praktycznie wszystko możliwe. Dąbrowianie mieli ogromną szansę na rozstrzygnięcie meczu na swoją korzyść. Z półdystansu na remis (80:80) przestrzelił Nowakowski, co wykorzystał połowicznie z rzutów wolnych Wyka (81:78). Goście mieli piłkę, która mogła doprowadzić do dogrywki. Trafienie zza łuku Piechowicza okazało się niecelne i tym samym Legia po dobrej konfrontacji dopisała kolejne zwycięstwo na swoje konto.

autor: IK

HydroTruck Radom WKS Śląsk Wrocław 64:67

Spotkanie rozegrano zostało w nowej radomskiej hali RCS i z pewnością kibice gospodarzy liczyli na małą niespodziankę w tym spotkaniu. Apetyty rosły, ponieważ HydroTruck dobrze wszedł w to spotkanie, jednak na minimalnym prowadzeniu wciąż był Śląsk, który prowadził po 10 minutach 15:12. W drugiej części to radomski zespół grał lepiej dzięki świetnej grze Anthonego Irelanda i Danilo Ostojicia, lecz Śląsk cały czas był w kontakcie z rywalem. Ivan Ramljak i Kerem Kanter dobrze spisywali się w obronie jak i w ataku. HydroTruck miał świetną okazję wyjść na prowadzenie jednak za trzy trafił Kodi Justice. Nieco później dwa rzuty wolne wykorzystał Danilo, Ostojić zmniejszając przewagę Śląska do jednego punktu i w taki sposób zakończyła się pierwsza połowa (35:36). W drugiej połowie zespoły skupiły się bardziej na defensywie niż na konstruowaniu skuteczny akcji ofensywnych, a rezultat ciągle dotykał granic remisu. To z kolei zwiastowało nam elektryzującą końcówkę – zza łuku trafił Ostojić, by chwilę później na błąd wrocławskiej drużyny skutecznym lay-upem popisał się Moore dając prowadzenie radomianom (64:62). Kluczowa faza należała jednak do gości – ważną trójkę zaaplikował gospodarzom Jakub Karolak, a pięknym alley-oopem popisał się Cyril Langevine (64:67). Trzypunktową akcję na dogrywkę próbował trafić Anthony Ireland, lecz ten rzut był niecelny. Tym samym Śląsk Wrocław ograł HydroTrucka Radom trzema oczkami.

Grupa Sierleccy Czarni Słupsk – GTK Gliwice 84:74

Bez większej sensacji w hali Gryfia. Słupszczanie z mniejszymi problemami, lecz z bardziej drużynowym graniem okazał się lepszy od GTK Gliwice. Gliwiczanie nadal są w głębokim kryzysie, choć pozytywne syndromy dobrej gry zobaczyliśmy w drugiej połowie. Dobrze spisywali się Josh Fortune oraz Jabarie Hinds, którzy z meczu na mecz coraz lepiej rozumieją swoje role na boisku. W zespole Mantasa Cesnauskisa nie zawodzili William Garrett czy Jakub Musiał. W dobrej dyspozycji znalazł się także Beau Beech III, który ładnie zgrywał się z Musiałem, co doprowadziło do zasłużonego zwycięstwa 84:74.

fot. 058sport.pl, źródło: Trefl Sopot (fanpage)

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *