Maksymilian Motel: „Praca, którą wykonuje nie idzie na marne…” [WYWIADOWNIA #1-9]

Redakcja Projektu Kosz przeniosła się do Łowicza. O wspomnieniach z czasów grania w młodzieżowych rozgrywkach centralnych, wyciągniętych naukach z gry w owych rywalizacjach, wielu powrotach do Stolicy oraz nowym kontrakcie w Łowiczu porozmawialiśmy z nowym rzucającym pierwszoligowej ekipy Księżaka Łowicz, Maksymilianem Motelem. Zapraszamy Was do przeczytania ciekawej lektury.

Redakcja: Cześć Maksymilianie. Na początek powiedz jak spędzasz swój czas wolny przed rozpoczęciem sezonu ligowego?

Maksymilian Motel: Cześć, staram się spędzać w miarę aktywnie. Aktualnie dużo gram w koszykówkę 3×3, co uważam za dobre przygotowanie indywidualne oraz budowanie pewności siebie. Znalazł się również czas na wakacje i ciekawe podróże także przyjemnie to wszystko leci.

R: Jakbyś mógł siebie opisać w pięciu słowach jakie to by były?

M.M: Wszechstronność, pewność siebie, optymizm, uniwersalność, wytrwałość.

R: Czy masz swojego idola na którym się wzorujesz lub go naśladujesz?

M.M: Staram się być jak najbardziej sobą i nikogo nie naśladować, ale jakbym miał powiedzieć kogo najwięcej oglądam to bym wybrał Jamesa Hardena – bardzo lubię jego bezczelność w ataku.  

R: Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z koszykówką – kto Cię pokierował w stronę dyscypliny?

M.M: Można powiedzieć, że przeszło to z pokolenia na pokolenie. Wszystko zaczęło się od Taty, który do dzisiaj żyje każdym meczem, jakby miał być to ostatni. To on zaszczepił pasje do basketu w moim starszym bracie, który potem od początku wszystkiego nauczył mnie na boisku przed domem, więc to jemu zawdzięczam większość cech, które dzisiaj posiadam na boisku. Nie zapominam o mamie, która woziła mnie na każdy trening i choć na początku nie miała zielonego pojęcia o tym sporcie to sądzę, że dzisiaj idealnie sprawdziłaby się w roli eksperta albo komentatora.  

R: W młodzieżowych rozgrywkach szczebla centralnego reprezentowałeś wiele klubów, m.in. UKS Jagiellonka Warszawa, Enea Astoria Novum Bydgoszcz, Biofarm Basket Junior Poznań czy Legię Warszawa. Powiedz mi, jak wspominasz czasy grania w tych rozgrywkach?

M.M: Każdy z tych klubów to zupełnie inna kuźnia koszykarska, inne szkolenie, a przede wszystkim kultura całego klubu dlatego wyciągnąłem bardzo wiele z każdej tych drużyn. Wspomnienia, które mi się kojarzą z tymi drużynami to: z Jagiellonką finały Mistrzostw Polski U16 w Radomiu gdzie udało się wykręcić parę fajnych występów indywidualnych, a przede wszystkim sprawić niespodziankę, jaką było dotarcie do meczu o brązowy medal, bardzo miłe wspomnienia. Bydgoszcz — pierwszy wyjazd z domu. Można powiedzieć, że rzucenie na głęboką wodę. Z tego miejsca zapamiętałem najbardziej granie i trenowanie ze starszymi, debiut w 1 lidze mężczyzn oraz zrozumienie aspektu trenowania na siłowni jako czegoś naprawdę ważnego w koszykówce, co diametralnie przekłada się na rzeczy, które robi się na parkiecie. Po roku przenosiny do Biofarmu gdzie od początku z chłopakami i trenerami wiedzieliśmy, jakie są cele w kontekście tego sezonu jeżeli chodzi o rozgrywki 2-ligowe, a przede wszystkim U18. Szczerze mogę powiedzieć, że czysto koszykarsko najwięcej wyciągnąłem właśnie z tego miejsca dzięki trenerom, którzy przekazywali nam systemy na wysokim europejskim poziomie, które w początkowych fazach przyswajały się bardzo trudno, to po jakimś czasie gdy każdy z osobna zrozumiał, jaką ma role w zespole i co ma robić, to stał się świadomy tego, na co stać tę drużynę. Wspomnienie, które kojarzy mi się z tym miejscem to finały MP U18 i mój jedyny młodzieżowy medal Mistrzostw Polski, jakim był brąz w tej kategorii. Legia Warszawa to na pewno coś, czego nie zapomnę. Tam dano mi szanse pokazania swoich prawdziwych umiejętności w 2 lidze, co zaowocowało treningami z drużyną ekstraklasową oraz wyciągnięciem z nich ogromnej wiedzy koszykarskiej, która pomagała diametralnie w kontekście grania w 2 lidze oraz młodzieżówce. Wspomnienia, które przychodzą mi do głowy związane z tym miejscem to na pewno Młodzieżowy Puchar Polski i wiele ciekawych meczów w 2 lidze, ale jedna rzecz, której nigdy nie zapomnę i prawdopodobnie najlepsza jak dotąd, która mnie spotkała na parkietach koszykarskich to debiut w ekstraklasie przy pełnej hali koło i „Sen o Warszawie”, który można powiedzieć, że się spełnił.

R: Jaką naukę wyciągnąłeś z grania przez dobrych parę lat z młodzieżowych rozgrywek?

M.M: Na pewno finały Mistrzostw Polski to był taki moment sezonu, w którym wyciągało się największa naukę na przyszłość. Gra z najlepszymi młodzieżowymi drużynami i zawodnikami w danej kategorii w Polsce to coś, do czego dąży się przez cały sezon. Tam pokazujesz, na jakim etapie jesteś jeżeli chodzi o twoje granie i możliwości w danym momencie, dzięki czemu możesz pokazać się na naprawdę solidnym szczeblu. Na pewno gra do samego końca to coś, co wyniosłem. Nieważne czy wygrywasz +30, czy przegrywasz grasz do końca o jak najkorzystniejszy rezultat, bo niejednokrotnie byłem świadkiem tzw. „układu trójkowego” z którego jedna drużyna mająca mniej punktów odpadała, sam w takiej sytuacji również kiedyś byłem.  

R: Oprócz młodzieżowych zmagań w sezonie 2015/2016 powoli wchodziłeś do profesjonalnego basketu, grając w warszawskich Shmoolkach. Powiedz mi, czy w tamtym momencie wiedziałeś, że wchodzisz jako młody chłopak do seniorskiej koszykówki?

M.M: Na pewno osoba mojego brata, który wtedy był główną postacią tej drużyny, pomogła mi łatwiej wejść do tej szatni. Były ciężkie momenty, ale bez przesady wiadomo, jako „młody” zawsze musisz robić czy słyszeć rzeczy, które nie koniecznie chciałbyś, ale taka jest kolej rzeczy, to tylko pomaga i nie można dać się złamać.

R: W swojej dotychczasowej karierze miałeś m.in. krótkie epizody w pierwszoligowej Bydgoszczy (2016/2017) i Prudniku (2020/2021), a ponadto występowałeś w drugoligowych zespołach z Warszawy w latach 2018-2021. Powiedz mi, co Cię skłoniło do powrotu do Stolicy?

M.M: Możliwość grania bo to jest dla mnie najważniejsze, można powiedzieć ze do dzisiaj tak na prawdę zawsze trenowałem ze starszymi i oczywiście jest to bardzo przydatna rzecz ale moim zdaniem nawet 500 treningów z lepszymi od siebie i starszymi nie daje ci tego co da 15min na meczu. Dużym aspektem powrotu na pewno też jest uczelnia nad którą się skupiam i chce ją skończyć w czasie, w którym powinienem a nie odkładać na bok.  

R: Ostatnie trzy sezony spędzone na drugoligowych boiskach pod względem indywidualnym wyglądały bardzo przyzwoicie w Twoim wykonaniu. Czy to jest znak, że z meczu z mecz stajesz się coraz bardziej dojrzalszym, lepszym oraz skuteczniejszym zawodnikiem?

M.M: Szczerze mogę powiedzieć, że tak. Nie wiem jakby to wyglądało gdybym grał w drużynach, które biją się o awans i cały skład jest bardzo zbilansowany, ale na pewno mierząc się z takimi drużynami wiem jak przeciwko nim grać i co zrobić żeby drużyna w której gram biła się jak równy z równym. Także granie w drugiej lidze z doświadczonymi zawodnikami pomaga złapać trochę tej dojrzałości i cwaniactwa boiskowego, które jest bardzo przydatne.  

R: Twój brat od wielu lat z powodzeniem rywalizował na pierwszoligowych salonach. Powiedz mi, czy podpatrywałeś mecze swojego brata w czasach swej młodości?

M.M: Podpatrywałem oczywiście, zawsze z rodziną chodziłem i oglądałem mecze. Z samego oglądania wynosiłem bardzo dużo, a gdy kończył już sezon przychodziła standardowa wakacyjna gierka 1vs1, w której żaden nie odpuszczał. Wiele można było się nauczyć.  

R: Oficjalną potyczkę między sobą rozegraliście pod koniec lutego tego roku, gdy KK AZS UW Warszawa grało na własnym boisku z Sokołem Ostrów Mazowiecką. Powiedz mi, jakie uczucia towarzyszyły Ci, gdy musiałeś rywalizować z bratem na jednym boisku?

M.M: Bardzo fajne uczucie zagrać z kimś, kto tak naprawdę zapoczątkował w tobie pasje do tego sportu i przenieść się z betonowego boiska i ciągłego grania przeciwko sobie na hale żeby sprawdzić się w prawdziwym meczu. Wiadomo nie było taryfy ulgowej ani po mojej, ani po jego stronie także parę fajnych starć było. Zapamiętam to jako coś bardzo pożytecznego. Bardzo miłe wspomnienie, które będzie mi towarzyszyć do końca życia, choć mecz przegrany i tak było co świętować.  

R: Jak po Twoim kątem zmieniła się drugoligowa koszykówka na przestrzeni kilku lat?

M.M: Jak zaczynałem to większość zawodników, którzy teraz grają w 1 lidze grała wtedy w drugiej. Moim zdaniem była ona dużo mocniejsza niż dzisiaj. Zespoły były bardzo zbilansowane i nie było tak zwanych drużyn „do bicia” złożonych z samych młodych zawodników dopiero wchodzących do drugiej ligi. Śmiało mogę powiedzieć, że druga liga nadal trzyma swój poziom. Grałem w dwóch grupach i szczerze mówiąc, zawsze na Mazowszu było ciężej także można było z czego wyciągnąć lekcje na przyszłość.  

R: Już za ponad miesiąc rozpoczną się rozgrywki ligowe. W najbliższej kampanii ponownie zawitasz na zaplecze ekstraklasy, grając w Księżaku Łowicz. Powiedz mi, czy to będzie ten sezon, w którym na dobre zadomowisz się na pierwszoligowych parkietach?

M.M: Takim stawiam sobie cel, a jak będzie to już czas pokaże. Chce się cieszyć tym co robię, czerpać z tego jak najwięcej i po prostu ciężko trenować żeby dostać swoją szanse, wykorzystać ją i złapać tą pewność siebie żeby z meczu na mecz było już tylko łatwiej i uświadomić sobie, że praca, którą wykonuje nie idzie na marne.  

R: Czy masz radę dla osób, które chcą zacząć przygodę na poważnie z basketem?

M.M: Czerpać jak największą przyjemność z tego, co się robi i przede wszystkim być kreatywnym.  

R: Czego sobie oraz swojej nowej ekipie życzysz w nadchodzącym sezonie ligowym?

M.M: Możliwości grania z kibicami, samych zwycięstw, i osiągnięcia postawionych sobie celów.

fot. Marcin Bodziachowski/ legiakosz.com

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *