Michał Samsonowicz: „Apetyt rośnie w miarę jedzenia” [WYWIADOWNIA #25]

Gościem dwudziestego piątego odcinka Wywiadowni był Michał Samsonowicz. W naszej rozmowie opowiedział o tym jak odnalazł się w systemie grania 3X3, swoich pierwszych treningach, a także jak zapamiętał swój debiut na parkietach Energa Basket Ligi. Zapraszam do lektury.

Kamil Wróbel: Cześć Michale. Który medal dla Ciebie smakuje lepiej – brązowy zdobyty podczas finałowego turnieju Akademickich Mistrzostw Polski w Opolu czy złoty medal zdobyty w turniejach koszykówki ulicznej 3X3?

Michał Samsonowicz (zawodnik Arka Gdynia): Dzień dobry. Brązowy medal na AMP bardzo cieszy, ale jednak jest brązowy a w półfinale było bardzo blisko zwycięstwa. Dlatego jednak większą satysfakcje czuję po wygraniu całego turnieju w 3×3, a złoty medal smakuje lepiej niż brązowy.

Ubiegły rok dla Ciebie był bardzo aktywny. Multum sukcesów osiągniętych z Ambasadorami 3X3 oraz kadrą narodową 3X3. Podejrzewam, że brakuje miejsca na te wszystkie sukcesy…

Miejsca na sukcesy nigdy nie będzie brakować. Szczególnie, że moim zdaniem wcale nie jest ich tak dużo. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i dobrze.

Od ładnych paru lat uczestniczyłeś w kolejnych zgrupowaniach 3X3. Bardzo dużo pochwał od trenera w Twoim kierunku. Czujesz, że jesteś w stanie zapewnić sobie pewne miejsce w reprezentacji Polski 3X3?

Tak. Myślę, że jeśli dobrze popracuję i wyniki będą to odzwierciedlały to mogę dostać szansę w pierwszym składzie reprezentacji.

Jak odnalazłeś się w systemie grania 3X3? Sporo jest różnic między tą dyscypliną, a koszykówką ligową.

Z mojej perspektywy bardzo dobrze się odnalazłem, bo świetnie się czuję w tej dyscyplinie i gra sprawia mi ogromną przyjemność. Różnic jest dużo i mają one ogromny wpływ na to jak trzeba grać, żeby wygrywać, ale uwielbiam obydwie formy grania w koszykówkę.

Wróćmy do początków Twojej przygody z basketem. W którym momencie poczułeś, że chciałbyś zostać koszykarzem?

Mniej więcej w 2009 roku gdy zacząłem oglądać filmiki z NBA i Kobe Bryanta na YouTube. Bardzo mi się spodobało i zamarzyłem o tym, żeby grać zawodowo.

Jak wyglądały Twoje pierwsze treningi?

Pierwszymi treningami mógłbym nazwać zajęcia SKS w szkole podstawowej w Podkowie Leśnej, do której chodziłem. Oprócz tego w czwartej klasie dzięki pomocy Pana Krzysztofa Kolędy, który był nauczycielem wf-u i prowadził te SKS-y. Zacząłem trenować w klubie koszykarskim w Grodzisku Mazowieckim i tam starałem się przebić do zespołu grającego w mojej kategorii wiekowej. W gimnazjum zacząłem dojeżdżać do Warszawy i trenować pod okiem trenera Łukasza Łobody w Polonii.

Przez kolejne dwa lata postanowiłeś przenieść się do SMS-u PZKosz Władysławowo. Łatwo było godzić granie na drugoligowych boiskach wraz z nauką?

We Władysławowie były idealne warunki do łączenia nauki z poważnym graniem w kosza i to bardzo pomagało, ale na pewno nie było łatwo. Wszystko było dobrze zorganizowane, ale też bardzo wymagające. Plan dnia był dostosowany zarówno do treningów jak i do lekcji.

W dotychczasowym dorobku masz brązowy krążek w MP do lat 18 z Polonią Warszawa pod kierownictwem trenera Łukasza Łobody. Ten sam medal zdobyłeś ponownie w 2017 roku podczas MP do lat 20 w Gdyni z Biofarmem Basket Junior Poznań. Wracasz do tych sukcesów z dużym sentymentem?

Jasne. Obydwa te turnieje są dla mnie wspaniałym wspomnieniem. Pamiętam, że zawsze mocno wyczekiwałem najważniejszych turniejów rozgrywek młodzieżowych. Dlatego bardzo cieszyłem się ze zdobycia tych medali.

Po latach grania w młodzieżowych rozgrywkach i drugoligowych zespołach zacząłeś poważnie grywać w 1 Lidze. Patrząc z perspektywy czasu był to odważny ruch…

Wtedy nie myślałem o tym jako o odważnym ruchu, a bardziej rozsądnym. W każdym razie nie żałuję, że po skończeniu szkoły w Cetniewie zdecydowałem się na grę w 1 lidze.

Solidnie przepracowany czas w Poznaniu zauważyli włodarze klubu z Łowicza, którzy zaproponowali Ci kontrakt z Księżakiem. Jak wspominasz czasy spędzone w tym zespole?

Świetnie wspominam atmosferę w drużynie, na trybunach, relacje z kibicami i grę dla Księżaka a najlepsze było to, że wygrywaliśmy dużo meczy i zaskoczyliśmy resztę ligi. Szkoda, że z powodu pandemii nie mogliśmy rozegrać Play-off i dokończyć sezon.

Pierwsza myśl, gdy dowiedziałeś się po roku spędzonym w Łowiczu o zainteresowaniu Twoimi usługami ze strony włodarzy klubu z Torunia?

Od razu chciałem tam iść. Nie podpaliłem się bo wiedziałem, że będę musiał pojechać na testy i przez parę tygodni wywalczyć sobie kontrakt i miejsce w zespole. Wiedziałem, że jeśli mi się to uda będę chciał tam zostać.

W swoim debiucie w Energa Basket Lidze spędziłeś na parkiecie 19 minut. Jak zapamiętałeś swój debiut na poziomie ekstraklasy?

Pierwsze trzy mecze w ekstraklasie traktuję jako dużą szansę, której nie wykorzystałem. Dostałem wtedy dużo minut a nie byłem zadowolony ze swoich występów i wszystkie trzy starcia skończyły się przegraną. Jednak staram się tego nie rozpamiętywać, bo nic już nie mogę z tym zrobić poza wyciągnięciem wniosków.

Czy czułeś sporą różnicę między graniem w EBL, a pierwszoligowymi rozgrywkami?

Zdecydowanie. Od razu czuć było inną jakość gry i umiejętności zawodników, a nawet ich rozmiar. W meczach przedsezonowych jeszcze nie było to aż tak widoczne.

Prócz grania w Energa Basket Lidze co jakiś czas schodziłeś na drugoligowe boiska. W debiutanckim meczu w barwach AZS-u 46 punktów przeciwko zapleczu Arki Gdynia. Z pewnością zarówno szkoleniowiec jak i Twoi koledzy byli bardzo zadowoleni…

Nawet nie co jakiś czas, zagrałem wszystkie mecze oprócz jednego. Pamiętam, że pierwszy rzeczywiście był indywidualnie najlepszy, ale nie mogę mówić, że trener i koledzy z drużyny byli zadowoleni, bo przegraliśmy ten mecz w końcówce.

Czułeś, że po debiutanckim sezonie w Polskim Cukrze Toruń w następnym będzie spoczywała na Tobie większa odpowiedzialność?

Na pewno na to liczyłem i byłem na to gotowy, bo chyba w każdym roku mojej kariery tak było, adekwatnie do poziomu na którym grałem.

Miniony sezon skończyliście na 7. miejscu, przegrywając w serii ćwierćfinałowej z Anwilem Włocławek. Podsumowując, to raczej jest dobry prognostyk na następną kampanię…

Zdecydowanie był to jeden z moich ulubionych sezonów i rewelacyjnie mi się pracowało w trakcie jego trwania. Wspólnie z resztą zespołu i sztabem szkoleniowym wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Nie było nudno. Wzbudzaliśmy emocje przez cały sezon. W efekcie był niedosyt, ale myślę, że każdy zrobił co w jego mocy.

Czego sobie oraz całej ekipie życzysz w przyszłym sezonie ligowym?

Najważniejszego, czyli zdrowia, ale też Mistrzostwa Polski, trybun wypełnionych kibicami i jak najwięcej wygranych meczy.

Dziękujemy za rozmowę.

Dziękuje.

fot. Róża Koźlikowska/Twarde Pierniki Toruń
KW

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *