Wojciech Czerlonko: „To miasto bardzo mocno żyje koszykówką” [WYWIADOWNIA #32]

Po rocznej przerwie powrócił na koszykarskie parkiety, zdobywając w ubiegłym sezonie z Kociewskimi Diabłami brązowy medal zaplecza ekstraklasy. O jego początkach kariery, przygotowaniach do nadchodzącej kampanii, a także wspomnieniach z ekstraklasowych parkietów rozmawialiśmy z Wojciechem Czerlonko, skrzydłowym SKS-u Starogard Gdański. Zapraszam do lektury.

Kamil Wróbel (Projekt Kosz): Cześć Wojciechu. Serdecznie dziękuję Ci za przyjęcie zaproszenia do Wywiadowni. Na początku powiedz mi jak ocenisz ubiegły sezon? Brązowy medal zaplecza ekstraklasy jest dla Ciebie nagrodą czy małym niedosytem?

Wojciech Czerlonko (silny skrzydłowy SKS Starogard Gdański): Brązowy medal uważam za ogromny sukces. Mieliśmy wzloty i upadki, borykaliśmy się z różnymi problemami, kontuzjami. W trakcie rozgrywek na dłuższy okres wypadł nam podstawowy młodzieżowiec Daniel Ziółkowski. W międzyczasie doszedł nowy zawodnik na pozycje rozgrywającego a wiadomo, że w tym momencie musieliśmy się uczyć z nim gry na nowo. Także patrząc przez pryzmat całego sezonu uważam brązowy medal za maksimum tego co mogliśmy wyciągnąć. Warto też dodać, że play-offy zaczynaliśmy z piątego miejsca, więc to także pokazuje, jak daleką drogę mieliśmy do tego medalu.

Jak obecnie wyglądają u Ciebie przygotowania do nadchodzącej kampanii?

Obecnie jesteśmy w trakcie trzeciego tygodnia przygotowań. Jest to bardzo intensywny okres, dużo treningów, gier kontrolnych. Ten czas też charakteryzuje się tym, że dużo czasu spędzamy na sesjach video i analizach sparingów. Jest to zupełnie nowy zespół z inna charakterystyką także istotne jest teraz poznać się nawzajem i nauczyć się ze sobą grać.

W ostatnim czasie omijały Cię kontuzje, które wcześniej były Twoją zmorą. Czy to jest dla Ciebie spora ulga?

To znaczy nie uważam, żeby były one zmorą, ponieważ przez cała karierę do tej pory przytrafiła mi się jedna kontuzja. Oczywiście była ona bardzo poważna i długo dochodziłem do siebie, ale teraz po kontuzji nie ma najmniejszego śladu i mogę z czystą głową budować formę na nowy sezon.

W którym momencie przeszła taka myśl, aby zostać koszykarzem?

Generalnie jako nastolatek próbowałem wielu sportów. Była oczywiście piłka nożna, nawet trochę hokeja na lodzie, ale zawsze Mama, która była byłą koszykarką pilnowała, żeby ta koszykówka mimo wszystko była i koniec końców została sportem numer jeden.

Twoja Mama występowała zarówno w krajowych rozgrywkach jak i również na arenie międzynarodowej, występując m.in. na Mistrzostwach Europy. Jakie cechy odziedziczyłeś po swojej mamie?

Moja Mamę charakteryzował ogromny luz na boisku, potrafiła seriami zdobywać punkty i to na różne sposoby. Do tego była bardzo odporna psychicznie, lubiła grać w meczach o dużą stawkę pod dużą presją. Tych cech miała naprawdę sporo. Tak jak sam mówisz, była Reprezentantką Polski, więc jeśli cokolwiek mi się udało po niej odziedziczyć to wszechstronność i łatwość w zdobywaniu punktów.

Jak wspominasz swoją grę dla UKS-u De La Salle Gdańsk?

Tam zaczęło się moje pierwsze poważne granie. Mieliśmy fajny zespół z grupą chłopaków, z którymi w tamtym czasie byliśmy bardzo mocno zżyci. Mieliśmy bardzo dobrego trenera, który na przestrzeni paru sezonów nauczył nas grać fajną koszykówkę.

Prócz wspomnianego w naszej rozmowie brązowego krążka w 1.Lidze masz na koncie brązowy, a także srebrny medal Mistrzostw Polski do lat 20 zdobyte odpowiednio z Treflem Sopot oraz Asseco Gdynia. Jak zapamiętałeś oba te turnieje?

Będąc zawodnikiem Trefla nauczyłem się co to znaczy profesjonalna koszykówka. Wtedy po raz pierwszy poznałem słowo skauting, analiza video, przygotowanie taktyczne pod przeciwnika. Pamiętam, że tamte Mistrzostwa Polski były dla nas wyjątkowe, bo mimo, że zajęliśmy trzecie miejsce to prawie cały nasz zespół składał się z zawodników o rok młodszych.

Z kolei turniej w Gdyni pamiętam głównie właśnie z przegranego finału z Treflem Sopot. Szliśmy jak burza przez wszystkie mecze turnieju. Wtedy wraz z Przemkiem Żołnierewiczem byliśmy liderami naszego zespołu, ale niestety w finale Trefl okazał się lepszy. Bolało mocno, bo zawsze mecze z Treflem na każdym szczeblu rozgrywek były wyjątkowe, a dodatkowo byliśmy gospodarzem turnieju.

Swój debiut na ekstraklasowych parkietach zaliczyłeś podczas domowej potyczki z Anwilem Włocławek. Jak zapamiętałeś ten moment?

Na pewno duża ekscytacja i spełnienie marzeń. Jako 19-latek wyjść na boisko podczas meczu w ekstraklasie to było dla mnie ogromnym przeżyciem i tylko motywacją do cięższej pracy.

Przez osiem lat mogliśmy patrzeć na Twoje umiejętności na ekstraklasowych parkietach. Który z dotychczasowych meczów rozegranych w ekstraklasie szczególnie zapadł Ci w pamięć?

Na pewno mecz w sezonie 2017/2018 będąc zawodnikiem Asseco, gdzie udało mi się trafić rzut za trzy punkty równo z końcową syreną na zwycięstwo. Przegrywaliśmy bodajże ośmioma punktami na minutę do końca meczu i mimo wszystko udało nam się odnieść zwycięstwo. Niezapomniane uczucie.

Wracając do wątku z ubiegłego sezonu, w którym powróciłeś po dość ciężkiej kontuzji. Czy w tamtym momencie miałeś obawy ze znalezieniem klubu?

Obawy były, bo dokładnie 12 miesięcy nie grałem w koszykówkę i nie wypracowałem sobie jeszcze takiego nazwiska w ekstraklasie, żeby po takiej przerwie przebierać w ofertach. Uznałem, że w tamtym momencie idealnym rozwiązaniem będzie zejście szczebel niżej, wrócić do pełni zdrowia, odbudować się.

Ostatecznie zdecydowałeś się pójść do Kociewskich Diabłów. Jakie argumenty przekonały Cię do podpisania kontraktu?

Przede wszystkim osoba trenera Kamila Sadowskiego, z którym jesteśmy bardzo blisko. Doskonale mnie zna, wie czego mógł się po mnie spodziewać. Wiedział jak wykorzystać. Na drugim miejscu na pewno organizacja klubu oraz Kibice. Starogard przez bardzo długi czas występował w najwyższej klasie rozgrywkowej wiec standardy w dalszym ciągu zostały zachowane z ekstraklasy. Do tego kibice, którzy z ogromną pasją i zaangażowaniem przychodzą na każdy mecz. To miasto bardzo mocno żyję koszykówką, a grać w takim miejscu to ogromna przyjemność.

Na papierze tegoroczny skład Dumy Kociewia wygląda znacznie lepiej niż w ubiegłej kampanii. Czy czujesz ekscytacje przed nadchodzącymi rozgrywkami?

Czuję ogromną ekscytację, ponieważ tak jak wspomniałeś skład wygląda lepiej, a co za tym idzie oczekiwania są też znacznie większe. Nikogo w Starogardzie nie zadowoli brązowy czy srebrny medal, cel jest jeden – awans.

Jakiego Wojciecha Czerlonko zobaczymy na pierwszoligowych boiskach w nadchodzącym sezonie?

Grającego na równym, wysokim poziomie. Jako jeden z liderów chce pomagać drużynie w każdym meczu w różnych elementach. Sprawiać, by koledzy przy mnie stawali się lepsi i żebyśmy razem po sezonie świętowali awans.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

fot. Paweł Stepnowski (archiwum)

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *