Suzuki 1 Liga: Hit dla GKS-u, derby Kociewia dla Diabłów, Dziki zaskoczyły rezerwy Startu

Cztery niedzielne starcia w ramach 17.kolejki spotkań Suzuki 1 Ligi Koszykówki Mężczyzn upłynęły pod znakiem dużej dawki emocji. Wiele pozytywnych wrażeń pozostawił nam hit tej kolejki, w którym gracze GKS-u Tychy pokonali mocno przetrzepaną kontuzjami Sensation Kotwicę Kołobrzeg. Na Opolszczyźnie zawodnicy Weegree AZS-u Politechniki Opolskiej poradzili sobie z grającymi odrobinę słabiej w sezonie WKK Wrocław. W Kociewskich derbach zawodnicy SKS-u Starogard Gdański bez większych problemów wygrali z Decką Pelplin. Na zakończenie niedzielnego wieczoru pozytywnie zaskoczyli koszykarze Dzików Warszawa, którzy ograli wzmocnione rezerwy Startu Lublin.

Weegree AZS Politechnika Opolska – WKK Wrocław 78:68

STATYSTYKI

Dla obydwu zespołów było to ważne starcie, ponieważ w pierwszoligowej tabeli zajmują odpowiednio miejsca 5-6. Koszykarze Politechniki Opolskiej tą wygraną mogli odjechać wrocławianom na trzy wygrane starcia, a ponadto podłączyć się do zespołów z czołowej czwórki. Wrocławianie z kolei tym triumfem mogli zabezpieczyć sobie 6.lokatę i zmniejszyć stratę do opolskiej drużyny do jednego zwycięstwa.

Początek spotkania między drużynami plasującymi się w strefie play-off wyglądał lepiej dla przyjezdnych. Po akcjach Fryderyka Matusiaka i Maksymiliana Wilczka prowadzili 0:4, lecz opolanie natychmiast odpowiedzieli trafieniami Adama Kaczmarzyka i Jakuba Kobla. Po punktach spod kosza Pawła Kreffta i dwóch wolnych Dominika Rutkowskiego było 14:8 dla podopiecznych trenera Sadowskiego. WKK zbliżyło się do przeciwnika dzięki trójkom Jędrzejewskiego oraz Patoki (16:14), ale zawodnicy z Opola odskakiwali dzięki kolejnym punktom Kreffta i Piszczatowskiego (21:16). W drugą dyszkę zespoły weszły podobnie, ale w połowie kwarty gospodarze osiągnęły 11-punktową zaliczkę (34:23) dzięki dobrej grze Rutkowskiego. Swoją robotę odwalili także Kaczmarzyk oraz Kiwilsza, dzięki czemu Politechnika Opolska prowadziła po dwóch odsłonach 40:27.

Po przerwie do gry lepiej weszli przyjezdni, którzy odrobili część strat za sprawą Nicka Madraya i Michała Chraboty (43:35). Jednak gospodarze w następnym fragmencie wrócili na bezpieczne prowadzenie po punktach Szymona Kiwiliszy, lecz sytuacja zmieniała się diametralnie. Goście z Wrocławia zaczęli narzucać swój styl gry. Do listy punktujących dołączyli we wrocławskim zespole m.in. Jakub Patoka, Tomasz Ochońko oraz Michał Jędrzejewski. Po trzech kwartach prowadzenie zespołu z Opola stopniało do zaledwie dwóch oczek (55:53). W ostatnią kwartę obydwa zespoły weszły grą kosz za kosz, lecz minimalnie z przodu był zespół z Opola (60:59). W następnych minutach gospodarze zaczęli powiększać swoją przewagę po osobistych Jakuba Kobla i punktach spod kosza Szymona Kiwilszy, co dało im siedmiopunktowe prowadzenie (68:61). Goście na nieco ponad minutę zbliżyli się na cztery punkty po wolnych Ochońki (72:68), lecz w końcówce gracze Weegree punktowali spod kosza. Celne trafienia Wilka, Kiwilszy i Rutkowskiego zaprowadziły opolską drużynę do zwycięstwa nad WKK Wrocław 78:68. Tym sposobem Weegree AZS Politechnika Opolska umocniła się na piątej pozycji z 11 zwycięstwami i 5 porażkami. Wrocławianie z dorobkiem 24 punktów utrzymali swoją lokatę z poprzedniej kolejki (6.lokata).

SKS Starogard Gdański – Decka Pelplin 77:52

STATYSTYKI

Jednostronne derby Kociewia zobaczyliśmy na sportowej arenie Miejskiej Hali Sportowej im. Andrzeja Grubby. Starogardzianie wiedzieli, że tym zwycięstwem mogą podłączyć się do zespołów, które znajdują się w środkowej strefie tabeli. Pelplinianie z kolei mogli tym sukcesem wskoczyć na obecny moment na 11.pozycję. Kociewskie derby padły w ręce podopiecznych Bartosza Sarzało.

W derby Kociewia lepiej weszli gospodarze, którzy od początku grali zespołowo. To co rzucało się w oczy to spora ilość niecelnych rzutów oraz liczba strat. Nieźle w zespole miejscowych funkcjonował Szymon Ryżek, a swoje punkty dodawali m.in. Filip Stryjewski, Michał Sadło, Bartłomiej Karolak czy Paweł Śpica. Dzięki lepszej grze zespołowej podopieczni trenera Sarzało prowadzili po pierwszej części dziewięcioma punktami (22:13). W drugą kwartę lepiej weszli pelplinianie. Za sprawą trójki Mateusza Kaszowskiego, celnych trafień Mariusza Konopatzkiego oraz półdystansowi Damiana Szczepanika przewaga SKS-u stopniała do pięciu oczek (29:24). Wówczas gospodarze złapali serial punktowy 11:1, który po pięciu punktach zdobytych przez Stryjewskiego dał 15-punktową zaliczkę (40:25). Do dłuższej pauzy w lepszych nastrojach schodzili zawodnicy SKS-u, prowadząc 47:34.

Po zmianie stron Diabły kontynuowały swoją dobrą passę, wzmacniając jednocześnie swoją obronę. Rezultat? Bardzo słaba skuteczność z gry pelplinian oraz proste błędy. To z kolei nakręcało ofensywę gospodarzy, którzy z minutę na minutę powiększali swoją przewagę za sprawą punktów Ryżka oraz Ćwiklińskiego. Po 30 minutach koszykarze ze Starogardu Gdańskiego wyraźnie prowadzili 65:41. Ostatnia kwarta była jedynie doprowadzeniem korzystnego wyniku dla Diabłów, którzy kontrolowali wszystkie wydarzenia na boisku. SKS Starogard Gdański zasłużenie pokonał Deckę Pelplin 77:52. Gracze Bartosza Sarzało wskoczyli na 8.pozycję z kontem 24 „oczek” (8 wygranych i 8 przegranych spotkań). Pelplinianie z 6 triumfami i 10 klęskami aktualnie zajmują 14.miejsce.

GKS Tychy – Sensation Kotwica Kołobrzeg 97:88

STATYSTYKI

Tyszanie dobrze zdawali sobie sprawę z rangi tego pojedynku – ich zwycięstwo z Sensation Kotwicą Kołobrzeg pozwoliłoby im utrzymać kontakt z czołową trójką. Kołobrzeżanie z kolei wygraną zapewniliby sobie pozycję wicelidera, wyprzedzając Górnik Trans.eu Wałbrzych (nawet przy porażce przeskoczyliby wałbrzyszan, mając lepszy bilans małych punktów). W kołobrzeskiej drużynie zabrakło Mikołaja Kurpisza oraz Huberta Wyszkowskiego, którzy nabawili się kontuzji.

Po dość równym początku konfrontacji inicjatywę przejęli goście za sprawą trafień Remona Nelsona i Damiana Pielocha, obejmując pięciopunktowe prowadzenie (6:11). Tyszanie w następnym fragmencie nie potrafili odnaleźć swojej skuteczności, co perfekcyjnie wykorzystali przyjezdni. Po trójce Nelsona przewaga Kotwicy wzrosła do ośmiu punktów (8:16). Tą z kolei zaczęli odrabiać tyszanie po trafieniach Krystiana Tyszki oraz trójce Kacpra Mąkowskiego (16:19). Jednak końcówkę lepiej zagrali Czarodzieje z Wydm, a trzypunktowy rzut Piotra Wiśniewski ustalił wynik pierwszej kwarty (16:24). Druga odsłona takim samym stosunkiem skończyła się na korzyść podopiecznych Tomasza Jagiełki. W niej doskonale spisywali się Maciej Koperski oraz Andrzej Krajewski – po ich skutecznych rzutach mieliśmy remis (30:30). Chwilę później goście ponownie byli na kilkupunktowym prowadzeniu po dobrych rzutach Szymona Długosza, lecz do następnego wyrównania doprowadziły celne trafienia z rzutów wolnych Tyszki oraz Wielocha (37:37). Po dwóch kwartach na tablicy w sportowe hali w Tychach padł remis (40:40).

Po zmianie stron rywalizacja toczyła się w wolnym tempie, a ponadto zespoły grały kosz za kosz. Po upływie ponad pięciu i pół minuty trzeciej kwarty na tablicy widniał remis (48:48). W późniejszych fragmentach głosu częściej dochodzili tyszanie, dzięki dobrym akcjom Wielocha oraz 2+1 Mąkowskiego. Po kolejnych punktach tego duetu koszykarze GKS-u osiągnęli 12-punktową zaliczkę (63:51). Punkty na przełamanie dla Kotwicy zdobyli Nelson oraz Długosz, lecz ostatnie słowo w tej odsłonie należało do Mąkowskiego. Dzięki punktom z półdystansu gospodarze prowadzili po trzech dyszkach jedenastoma oczkami (69:58). W ostatniej ćwiartce gracze Kotwicy zabrali się do roboty, zwłaszcza Nelson, Śmigielski oraz Pieloch. Po ich skutecznych koszach przyjezdni zbliżyli się do GKS-u na pięć oczek (89:84), lecz w tzw. crunch-time ważne punkty zdobywali Wieloch oraz Koperski. GKS Tychy w hitowym meczu 17.kolejki pokonał mocno osłabioną Sensation Kotwicę Kołobrzeg 97:88. Tyszanie w ten sposób umocnili się na 4.pozycji z 12 zwycięstwami i 4 porażkami. Tyle samo zwycięstw oraz porażek ma Sensation Kotwica Kołobrzeg, a dzięki najlepszemu bilansowi małych punktów (+223) wskoczyli na fotel wicelidera.

Dziki Warszawa – AZS UMCS Start Lublin 71:66

STATYSTYKI

W warszawskim obozie doszło do małej korekty w składzie. Do zespołu Krzysztofa Szablowskiego dołączył Rafał Komeda, a po dłuższej przerwie na pierwszoligowe salony powrócił Mateusz Szwed. Lubelska drużyna do tego pojedynku podchodziła wzmocniona ekstraklasowymi zawodnikami m.in. Bartłomiejem Pelczarem, Damianem Jeszke oraz Mikołajem Stopierzyńskim, lecz pod nieobecność Karola Obarka.

Lubelski zespół rozpoczął konfrontację od dwóch trójek Bartłomieja Pelczara, które dały 6-punktową zaliczkę dla przyjezdnych (2:8). Warszawianie w pierwszych minutach starcia mieli spore problemy z odnalezieniem rytmu w ofensywie, lecz spod kosza trafiali Grzegorz Grochowski oraz Karol Nowakowski (6:10). W następnym fragmencie zespoły skupiły się mocniej na defensywie, co przełożyło się na bardzo niską skuteczność z gry. Jednak lepszą końcówkę zaliczyły warszawskie Dziki. Za sprawą podkoszowej akcji Nowakowski oraz celnego rzutu o tablicę Łączyńskiego po 10 minutach mieliśmy minimalne prowadzenie rezerw Startu (13:14). Następna kwarta była nieco równiejsza, lecz goście po trójce Bartosza Ciechocińskiego zdołali odskoczyć na pięciopunktową różnicę (15:20). Od tego momentu miejscowi porządnie wzięli się do pracy – dzięki serii dziewięciu punktów z rzędu po trzypunktowej akcji Bartosza Majewskiego Dziki objęły prowadzenie (24:20). Lublinianie nie byli wobec miejscowych dłużni i po siedmiu punktach z rzędu zdobytych przez Mikołaja Stopierzyńskiego gracze w czarnych strojach wrócili na przód (24:27). Do końca pierwszej połowy zespoły toczyły ze sobą równorzędny pojedynek. Punkty spod kosza Przemysława Kuźkowa zamknęły drugą kwartę rywalizacji. Do przerwy mieliśmy remis 33:33.

Trzecia dziesiątka rozpoczęła się równo dla obu ekip, które raz po raz znajdowały drogę do kosza. W połowie tej części minimalnie z przodu były Dziki po 2+1 Majewskiego i punktach Grochowskiego (44:43). Chwilę później lubelscy koszykarze przejęli inicjatywę – po koszu Krzysztofa Wąsowicza i trzech celnych wolnych Bartłomieja Pelczara było 50:46 dla drużyny z Lubelszczyzny. Lepszy fragment gry zaliczył Bartosz Majewski (49:50), lecz rzuty wolne Damiana Jeszke i punkty spod kosza Norberta Ziółko ustaliły wynik po półgodzinie gry. AZS UMCS Start Lublin prowadził z Dzikami Warszawa 54:49. Warszawianie czwartą odsłonę otworzyli od dwóch trójek Kuźkowa, które doprowadziły do wyrównania (55:55). W kolejnym fragmencie obydwie drużyny dołożyły wspólnie trzy trójki. Trzypunktowy rzut Jeszke i połowicznie wykorzystane wolne przez Wąsowicza dały czteropunktową zaliczkę dla ekipy przyjezdnej (58:62). Jednak rękę na pulsie miał Majewski, dokładając pięć punktów z rzędu. Z powrotem na przodzie były Dziki, prowadząc w połowie ostatniej części 63:62. Rezultat zmieniał się jak w kalejdoskopie, co z kolei zaprowadziło nas do bardzo ciekawej końcówki. W niej obydwa zespoły grały wręcz nonszalandzko oraz nieskutecznie. Na 32 sekundy zza łuku trafił Bartosz Majewski, dając czteropunktowe prowadzenie dla Dzików (70:66). Lublinianie już do końca meczu nie znaleźli odpowiedzi na to trafienie. Dziki Warszawa pokonali AZS UMCS Start Lublin 71:66.

Koszykarze Dzików Warszawa przeskoczyli Deckę Pelplin oraz MKKS Żak Koszalin (przełożony termin meczu z TBS Śląsk II Wrocław) – z bilansem 6 zwycięstw i 10 porażek zajmują aktualnie 12.pozycję. Lublinianie z kolei pozostają na 7.miejscu z dorobkiem 8 zwycięstw i 8 porażek (-6) z ciut niższym bilansem małych punktów od WKK Wrocław (-1), lecz lepszym od Kociewskich Diabłów (-20) i AZS-u AGH Kraków (-20).

fot. Grzegorz Cholewa (archiwum), źródło: Nasz Opolski Basket

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *